-Wstajesz?... – Zapytał się mnie blondyn. Nawet nie miał
zadyszki po walce z grupką facetów. Zauważyłem, że nie wygląda na takiego
silnego… Owszem, jest wysoki i lekko umięśniony, ale tu przeszkadzał jego wyraz
twarzy. Taki jakby… cały czas był smutny… Chwyciłem jego dłoń i wstałem z jego
pomocą. Nie byłbym sobą gdybym nie zrobił tego, co zaraz zrobię. Pociągnąłem go
w dół za rękę, która jeszcze trzymałem i chciałem go zaatakować z góry pięścią,
ale nie minęła nawet chwila, a leżałem na ziemi przerzucony przez jego bark.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby zdziwił się, że mnie powalił. Niestety,
ale zaraz zaskoczenie ustąpiło zirytowaniu.
- Chcesz mojej pomocy czy mogę sobie już iść? – W jego głosie
można było usłyszeć… znudzenie. Czy on uważa, że samoobrona jest nudna?! Nie powiem, ciekawy z niego człek. Uśmiechnąłem się niewinnie grając
debila i wyciągnąłem rękę w jego kierunku by pomógł mi wstać. Nie chciałem bardziej
go zirytować, ale wręcz nie mogłem się powstrzymać, by ponownie spróbować swoich
sił. Trzymając jego rękę obróciłem się by odwzajemnić mu tym samym chwytem,
którym mnie powalił, ale blondyn podciął mi nogi, a ręką popchnął w dół. Po raz
trzeci wylądowałem na ziemi, a on tylko prychnął i odwrócił się z zamiarem
odejścia.
- Stój! – Krzyknąłem za nim, ale gdy spojrzał na mnie
gniewnym wzrokiem straciłem swoja pewność siebie. – To znaczy… przepraszam, ale
czy możesz mi pomóc dojść do domu?... – Popatrzyłem na niego niepewnie i moja
ręka po raz kolejny została wyciągnięta w jego stronę. Jego wzrok schodził to
na mnie to na moja dłoń z politowaniem. Chciał ponownie mnie zignorować, a ja
chcąc go zatrzymać, podniosłem się szybko sam, co nie było zapewne dobrym pomysłem,
bo coś zabolało mnie w klatce piersiowej i zacząłem osuwać się z powrotem na
ziemię. Zapewne mój tyłek miałby twarde spotkanie z podłożem gdyby chłopak nie
podtrzymał mnie w ostatniej chwili za przedramię i podciągnął do pozycji
stojącej. Spojrzałem mu w oczy z wdzięcznością i po chwili stanąłem stabilnie.
- Kurowana Saki – Nie wiedziałem już po raz który wyciągnąłem
rękę by uścisnąć mu dłoń, ale po chwili się opamiętałem bo miałem ta świadomość,
że chłopak jej nie uściśnie. – Miło mi – Dodałem tylko.
- Yukise… - Przedstawił się niechętny lustrując mnie spojrzeniem. Widać było gołym okiem, że blondyn ocenia ile
jeszcze czasu mi poświęci.
- Więc jak?... – Spojrzał na mnie nie rozumiejąc. – Pomożesz
mi dojść do domu? – Zapytałem robiąc maślane oczka.
- Daleko?
- Kawałek. –
Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Prawdę mówiąc, cisnęło mi się na usta
dużo pytań związanych z jego sposobem walki, ale zauważyłem, że nie mówi za dużo, więc
sobie odpuściłem, nie chcąc bardziej go zdenerwować. Podszedł do mnie i
delikatnie założył sobie moje ramię za szyję.
- Jeżeli znowu czegoś spróbujesz, wiedz, że zostawię cię na
ulicy by ktoś cię zgwałcił. – Wzdrygnąłem się przez ton jego głosu. Popatrzyłem
na jego pełną powagi twarz i wiedziałem, że byłby do tego zdolny. Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę, która
podałem, nic więcej nie mówiąc. Po jakiś 20 minutach doszliśmy do furtki mojego
mieszkania. Poczułem dziwne ukłucie na myśl, że Yukise sobie pójdzie. Polubiłem
go mimo naszej jakże długiej i ciekawej znajomości. Nie miałem też zbytniej
ochoty wracać do domu. Podtrzymałem się furtki i odwróciłem do chłopaka.
- Mam u ciebie dług. – Wpadłem na dość ciekawy pomysł. – Co ty
na to by wymienić się numerami bym mógł jak najszybciej go oddać?
- Nie. – Odpowiedź padła szybko, a on sam sobie poszedł.
Nawet się nie pożegnał cham jeden… Odwróciłem się na pięcie i wszedłem do domu.
Nie zwróciłem uwagi na kłótnie rodziców, tylko poszedłem prosto do swojego pokoju.
Rzuciłem się plackiem na łóżko i nie fatygując się zdjęciem ubrań, zamknąłem oczy,
a w głowie już układałem sobie plan ponownego spotkania blondyna.
***
Wczorajsze
spotkanie nie wpłynęło jakoś na mnie specjalnie. Rano najzwyczajniej na świecie
poszedłem do szkoły i jak zawsze nie zwracałem na lekcje więcej uwagi niż to
konieczne.
- Cześć –
Usłyszałem głos na plecami gdy podczas przerwy siedziałem na parapecie. Nie
musiałem się odwracać by wiedzieć kto do mnie podszedł. Kiseki był chyba jedyna
osobą z którą szczerze lubiłem spędzać czas. Nie licząc oczywiście Mari.
- Siema. –
Rzuciłem w odpowiedzi – Co tam?
- Pomyślmy…
- Zastanowił się przez chwilę. – W stołówce skończyły się bułki mleczne,
Dyrektor chce odmalować budynek szkoły, Hiroshi i Toshiro chcą przelecieć twoją
siostrę, Kupiłem sobie nowe buty… - Przerwałem mu podnosząc rękę, a on tylko
się uśmiechnął na pełen mordu wyraz mojej twarzy. – Spokojnie. Wmówiłem im dogłębnie,
że nie jest to dobry pomysł. – By podkreślić swoje słowa, potarł swoją lewą
pięść. Uspokoiłem się. Wiedziałem, że jeśli chodzi o Mari to mogę Kiseki’emu w pełni
zaufać. Wyznał mi kiedyś, że się w niej zakochał i pytał czy nie mam nic
przeciwko. Chyba wtedy zaczęliśmy się przyjaźnić. Gdyby ktoś choćby położył na niej
palec, w najlepszym przypadku pożegnałby się z uzębieniem. Uśmiechnąłem się do
niego, ale zaraz spochmurniałem. Korytarzem szedł nie kto inny jak wczoraj
poznany brunet. Szedł uśmiechnięty patrząc mi prosto w oczy. Pomachał do mnie i
podbiegł stając obok .
- Cześć,
Yuki. – Uśmiechnął się. Ja
natomiast patrzyłem na niego w niemałym zdziwieniu. Co on tu do cholery robił?!
***
Dedykuję ten rozdzał Kiseki! Bo zaporzyczyłam sobie jej imię XD Mam przynajmniej nadzieję, że od niej za to nie dostanę...
Czuje się takim fejmem źe aź miło. Nie martw się Kamiya na szczęście chłopak jest zarąbisty więc nic ci nie zrobię. Na razie(muzyka rodem z horroru. Dam dam dam dammm).
OdpowiedzUsuń