-Yukise… - Wołał mnie jakiś znajomy głos. Przeciągnąłem się
na ławce i zmieniłem pozycję leżenia.
- Yukise wstawaj! – Ktoś krzyknął mi prosto do ucha.
Poderwałem się wystraszony i spadłem z krzesła. Usłyszałem głośny rechot i
spojrzałem spode łba na śmiejąca się osobę. Nie był to nikt inny jak mój „ukochany
przyjaciel” Hiroshi. Nie było chyba dnia, gdy ze mnie nie żartował. Podniosłem
się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po sali. Ławki były puste, a w pokoju
oprócz nas trzech nikogo niebyło.
- Co tu tak pusto? - Zapytałem i spojrzałem na zegarek –
Jeszcze historia nie?
Hiroshi pokręcił głową, i uśmiechnął się z wyższością
- Gdybyś nie spał wiedziałbyś… - Zbliżył się do mojej twarzy
i spojrzał mi w oczy – Co byś mi dał za tę informację? – Miałem ochotę powyrywać
mu te jego rude włoski…
- Jesteśmy zwolnieni z ostatniej lekcji – Zabrzmiał głos z
drugiego końca Sali. Spojrzałem w tamtą stronę. Toshiro, brat bliźniak
Hiroshiego zawsze trzymał się z boku i naprawiał to, co nabroił ten drugi.
Najzabawniejsze było to, że, mimo, że oby dwoje rudzi, wysocy i o tych samych
twarzach, to charaktery mieli kompletnie inne. Hiroshi – humorzasty, zarozumiały,
energiczny, Toshiro – spokojny, bezpośredni, cichy… Jak oni ze sobą
wytrzymują?!
-Shiiiiiiiiirooooooooo!!!! – Wydarł się Hiroshi – Zdradziłeś
mnie!!!!!!!!!!
- Jak mi cholernie przykro z tego powodu – Wtrąciłem się i
rozpuściłem moje długie blond włosy. Podczas lekcji związuję je w kitkę, bo mi
przeszkadzają. – Idźcie beze mnie. Muszę porozmawiać z Mari.
Mari była moją starsza siostrą. Kiedyś nie mogliśmy się
dogadać, ale od czasu, gdy przyłapała mnie dwa lata temu na masturbacji przy
zdjęciu przyjaciela i dowiedziała się, że jestem gejem, była dla mnie wielką
podporą. Tak, podobają mi się chłopacy. Odkryłem to w 2 klasie gimnazjum, gdy
podnieciłem się przez sam wzrok przyjaciela. Teraz jestem w 2 liceum i Mari
jest jedyną osobą, która wie o mojej orientacji, chociaż uważam, że powiedziała
też rodzicom.
- Mogłeś wcześniej powiedzieć! – Wykrzyknął Hiroshi – Nie czekalibyśmy
na ciebie!
- Roshi… - Jedno słowo brata i już się uspokoił.
- Jak tam chcesz… - Machnął ręka i odwrócił się obrażony –
Do jutra. – I wyszli.
Podniosłem się z ziemi, na, której cały czas siedziałem,
otrzepałem się, założyłem torbę na ramię i wyszedłem z pustej sali. Rozmowa z
Mari była tylko wymówką. Tak naprawdę parszywie się od rana czuję, i chciałem
pobyć przez chwilę sam. Minąłem szkolna bramę i skręciłem w przeciwna stronę
niż zazwyczaj. Nie chciałem się natknąć na bliźniaków, więc poszedłem okrężną
drogą. Gdy mijałem kwiaciarnie, przed oczami przeleciał mi nóż, który sekundę
później był wbity w płot parę metrów dalej. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem
w kierunku, z której nadleciał. Kawałek dalej, chłopak na oko w moim wieku
został otoczony przez pięć… nie…siedem osób. Atakowali go pojedynczo, a on
zwinnie wymijał ciosy i zadawał swoje. Wyglądał jakby dobrze się przy tym
bawił. Załatwił wszystkich, ale zaraz nadbiegli następni, ale niestety wzięli
go z zaskoczenia i położyli na łopatki. Troje przeciwników przytrzymało go na
ziemi, a czwarty kopał nogą w jego żołądek.
Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, ale podbiegłem do nich i przyjebałem
kopiącemu glanem z półobrotu w głowę. Oczywiście reszta od razu się na mnie
rzuciła, ale nie zajęło mi no nawet dwóch minut by rozwalić około dziewięciu
ludzi. Gdy wszyscy leżeli już na ziemi, odetchnąłem głęboko. Minęło sporo czasu
od czasu gdy brałem udział w jakiejś bójce. Od siódmego roku życia ojciec uczył
mnie walczyć, ale rzadko, kiedy miałem okazję wypróbować swoje umiejętności.
Podszedłem do leżącego chłopaka, który patrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach.
Wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
-Wstajesz?...
***
Napisałam! Oto pierwszy rozdział! <turla się na ziemi ze szczęścia>
Mam nadzieję, że w miarę dobry. Wiem, że krótki. Postaram się następne napisać dłuższe. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz