Uwaga!

1.Na tym blogu występować będą opowiadania yaoi (chłopakxchłopak) więc jeśli jesteś homofobem od razu wyłącz tego bloga.

2.Wszystkie komentarze typu "ble!!!! Jak faceci mogą się całować!?" będą jak najszybciej usuwane.

3. Proszę o szczere komentarze - krytyka mile widziana. :)

4. Zapraszam do czytania i komentowania!

5. Kopiowanie treści i podszywanie się pod autora jest zabronione!

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 3 "Dlaczego tak bardzo mnie kochasz?"


- Cześć, Yuki.  – Uśmiechnął się do mnie. Ja natomiast patrzyłem na niego w niemałym zdziwieniu. Co on tu do cholery robił?! Chciałem zapytać, co tu robi, ale on po raz kolejny chciał mnie zaatakować i uderzyć pięścią w brzuch. Odsunąłem się lekko w bok by cios mnie minął i uderzyłem go w głowę, na co Saki tylko się uśmiechnął.

- Niczego się nie nauczyłeś? Jak mnie znalazłeś? – Zapytałem. – Nie podawałem ci nic oprócz mojego imienia. I nie mów do mnie Yuki!

- Rozpoznałem twój mundurek. – Uśmiechnął się. – Chciałem cię zobaczyć i zaprosić się na lody. Za to, że mnie uratowałeś wczoraj.

- Czekaj… co? – Zapytał zdezorientowany Kiseki. – Kim ty jesteś? ON ci pomógł? – Wskazał na mnie z niedowierzeniem. Saki uśmiechnął się i spojrzał na chłopaka. Kiseki był wyrośnięty jak na swój wiek, co powodowało lęk u pierwszaków. Starsi uczniowie wiedzieli, ze jest miły, ale lepiej nie mieć w nim wroga. Nosił tez okulary i krótko przystrzyżone czarne włosy.

- Tak! – Zawołał z radością Saki i założył swoje brązowe włosy za ucho. – Uratował mnie przed grupką facetów, którzy chcieli mi dołożyć. Gdybyś go widział! Jak on świetnie walczy! A tak poza tym to jestem Kurowana Saki. Miło mi!

- E… co? Yukise… ty z kimś się biłeś? Nigdy nie widziałem byś walczył z kimś innym niż z ojcem… E… Jestem Kiseki, milo mi. – Okularnik wyraźnie był zdezorientowany.

- Tak jakoś się złożyło, ze mu pomogłem… ale już zaczynam tego żałować. – Mruknąłem do przyjaciela. - Nigdzie nie idę. Zapomnij, że ci pomogłem i zostaw mnie w spokoju. Nic od ciebie nie chcę. Kiseki, chodź. Zaraz będzie dzwonek. – Odwróciłem się bez słowa pożegnania i wszedłem do Sali.





Podczas reszty zajęć, Kiseki o nic mnie nie pytał. Moja mina musiała mu zdradzić, że nie chcę roztrząsać tego tematu. Było dzisiaj cicho, bo rudzi bliźniacy się nie pojawili. Po szkole, miałem zamiar wrócić do domu z Mari i Kiseki’m, ale przed bramą, stał nie kto inny, ale Saki we własnej osobie. Tego już było za wiele. Ni mam nic do niego, ale czego on ode mnie jeszcze chce?

- Yuki! – Znowu… Niechętnie podszedłem do niego mówić przyjacielowi by odprowadził Mari do domu.

- Niech już ci będzie… - Westchnąłem zrezygnowany. – Pójdę z tobą na te lody, ale nie dręcz mnie już.

- Hura!!!!!! – Brunet zaczął się cieszyć jak małe dziecko. – To chodźmy! – Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę centrum.





Szczerze mówiąc, dzień minął mi w miarę milo. Poszliśmy na lody do jednej z kawiarni i najzwyczajniej na świecie rozmawialiśmy. Tak się broniłem by się ode mnie odczepiła, a jego obecność sprawiła mi niejaką przyjemność. Wracaliśmy już do domów, ale on uparł się, że chce wiedzieć gdzie mieszkam by nie chodzić cały czas do szkoły. Nie wiem, co mi odwaliło, ale pozwoliłem mu. Gdy doszliśmy do mojej furtki, drzwi się otworzyły a na progu stała Mari. Uśmiechnęła się do mnie i Saki’ego.

- Jestem Mari, siostra Yukise. Miło mi – Wyciągnęła do niego dłoń, na co on ją uścisnął.

- Kurowana Saki. – Także się uśmiechnął. – Dziękuję na wypożyczenie go na jedno popołudnie. Tak i więc ja już będę się zbierał. Do następnego – Krzyknął na odchodnym i już go nie było. Jakoś mi się smutno zrobiło. Cholera, o czym ja myślę?!

- Twój chłopak? – Zapytała Mari, patrząc na mnie.

- Co?! – Zarumieniłem się. Czemu ja się rumienie?! – Nie! Pomogłem mu tylko wczoraj i chciał się odwdzięczyć!

- Coś za bardzo się tłumaczysz braciszku… - Uśmiechnęła się zadziornie. – Ale jak tam chcesz. Wchodzimy, czy dalej będziesz się patrzył w miejsce gdzie zniknął? – Zaśmiała się i ruszyła w kierunku drzwi. Ja tylko załamałem ręce i pobiegłem za nią.




***


Cholera! Znowu nie wziąłem jego numeru! No trudno… odwiedzę go osobiście. Chyba się do mnie przekonał. To dobrze. Tylko czemu tak bardzo nie chce się ze mną zadawać? Zrobiłem mu coś? Nie liczę oczywiście tych ataków na jego osobę, ale co poradzę na swój charakter?




***


Rzuciłem się na łózko. Muszę przyznać, że coś mnie ciągnie do tego bruneta. Cholera! Czemu to zawsze musi być facet?! Czemu nie może być to ładna blondynka?! Westchnąłem w poduszkę. Nie. Tym razem sobie odpuszczę. Nie popełnię tego samego błędu po raz drugi. Nie wiem, dlaczego łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. Kląłem na to, że tak szybko wpadam. Kurwa!

W tym momencie do mojego pokoju weszła Mari i spojrzała tylko na mnie ze zrozumieniem. Podeszła do mnie i przytuliła.

- Nie martw się Yukise. – Głaskała mnie po głowie i uspokajała. – To nie jest dziwne.

Mari zawsze wiedziała, o co chodzi. To prawda. Nienawidzę tego, ze jestem gejem. Tylko mnie to niszczy. To nie powinno się zdarzyć, ale co poradzę? Także ja przytuliłem i wypłakałem się. Została ze mną całą noc.



***


Oto trzeci rozdział. Staram się wydłużyć te rozdziały, ale jakoś mi to nie idzie. zapraszam do następnego rozdziału. :)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 1 - Shizaya "Dwa skarby"


- Słyszałem, że yakuza zabiła jednego z informatorów… - Usłyszał Izaya przechodząc zaułkami Shinjuku. Dzisiaj był jeden z tych dni, gdy Orihara zbiera tylko połowicznie informacje. Ostatnio szykuje się do większego wyjazdu i nie ma czasu zajmować się czymś poważniejszym. Podszedł bliżej pary nastolatków palących marihuanę. Było wystarczająco ciemno by z odległości kilku metrów nikt cię nie zauważył.

- Słyszałeś o tej patologicznej rodzinie? – Odezwał się jeden z nich

- Cos tam słyszałem… chodzi o te dwie dziewczyny?

- Ta… Podobno sąsiadka zauważyła przez okno jak jedna z nich zwijała się z bólu na podłodze cała poraniona… Jak ta babka się nazywała?... Ari?...Arama?...Tak, Arama. – Chłopak mówił coś jeszcze, ale informator odszedł już stamtąd. Wyszedł z uliczki cały blady i za zakrętem rzucił się biegiem do swojego mieszkania. Każdy, kto znał Izaye schodził mu z drogi, bo kto by z nim zadzierał z własnej woli? Jednym słowem, Izaya był przerażony. Od dawna, niczego tak bardzo się nie bał…





Wbiegł przez drzwi frontowe jak torpeda. Jego sekretarka Nami, aż krzyknęła z zaskoczenia. Usiadł na swoim ulubionym obrotowym krześle i co chwilę patrząc na zegarek, szukał czegoś w Internecie. Jego przypuszczenia się nie myliły. Wspomniana wcześniej kobieta była kiedyś jego sąsiadką, a tamte dziewczynki… jego siostrami.





Zabrał najpotrzebniejsze rzeczy ze swojego mieszkania i nie informując o niczym Namie, skierował się w stronę metra. Miał na sobie jedną ze swoich masek, ale w środku cały dygotał. Po tylu latach wraca… Do tego przeklętego miejsca… Na sama myśl robiło mu się niedobrze. Przeczesywał dobrze znane sobie uliczki, aż wreszcie znalazł się przed furtką swojego starego domu. Nic się nie zmieniło. Jego rozmyślania przerwał krzyk. W jednej chwili przeskoczył przez furtkę i wskoczył przez okno do domu. Posypały się kawałki stłuczonego szkła, a informator nie zwracając uwagi na skaleczenia uderzył całą swoja siłą swojego ojca pięścią w twarz. Czemu tak się zdenerwował? Ponieważ na ziemi leżały jego siostry, całe pocięte, a to właśnie ten mężczyzna trzymał w ręce nóż.

- Iza-niii!!!!! – Krzyknęła Kururi ze łzami w oczach. Już podnosiła się by do niego podbiec, ale zrezygnowała. Nie chciała zostawić nieprzytomnej Miru samej nawet na chwilę.

Izaya uśmiechnął się w duchu na widok sióstr, ale jego uwagę przyciągnął podnoszący się z ziemi mężczyzna o perfidnym uśmieszku. Tak… informator był pewien, że sam tak samo wygląda podczas swoich walk.

- Proszę, proszę, kogóż my tu mamy? – Starł dłonią strużkę krwi z kącików ust. – Syn marnotrawny powrócił. Może napijesz się herbatki? – Zapytał rozkładając ręce.

- Nie pierdol!!! Nie myśl, że pozwolę moim siostrom cierpieć jak ja… - Głos mu się na chwilę załamał, ale nie umknęło to uwadze jego ojca.

- Ojej… Boisz się? – Powoli, krok za krokiem zbliżał się do syna. – Przypomniało ci się jak to zimy metal dotykał twojej skóry lub jak lądowałeś u mnie w łóżku? – Izaye sparaliżowało, a to pozwoliło mężczyźnie podejść do niego i szepnąć mu do ucha. – Chcesz może to powtórzyć? Założę się, że teraz masz większego.

Po ciele informatora przeszedł dreszcz i to właśnie go obudziło. Zamachnął się nożem, ale natrafił na powietrze. Seria noży trafiła w mężczyznę.

- Zabieram je!!!

- Bo ci pozwolę!!! – Chwycił z szuflady pistolet i wycelował w syna. Oczywiście reakcja była natychmiastowa. Izaya wyjął z kieszeni mały flakonik i rozbił na podłodze. Pokój cały wypełnił się dymem, a on wziął Mairu na ręce i pogonił Kururi wyskakując przez okno, którym wszedł. Biegł jak najszybciej by tylko minąć najbliższy zakręt i stracić o oczu dom, ale niestety z hukiem przez drzwi wyleciał mężczyzna i zaczął w nich strzelać. Przez chwilę zgrabnie unikali pocisków, ale przez samym zakrętem, jeden strzał trafił w bok informatora. Nie krzyknął. Biegł dalej trzymając siostrę na rękach i co chwile oglądając się za drugą. Nie poszli na metro. Cała drogę przeszli piechotą.





Gdy tylko przekroczyli próg jego mieszkania, Izaya upadł na ziemię, nadal trzymając Mairu.

- Izay-nii! Co ci się stało?! – Krzyknęła przytomna siostra.

- Trafił mnie! – Powiedział cicho pokazując przestrzelony bok. – W kieszeni mam komórkę… Zadzwoń do Shinry… - Stracił przytomność.

Trzęsącymi rękoma, Kururi wybrała kontakt z jego komórki.

- piiiiiiiiiip… piiiiiiiiiiiiiiiip… Czego chcesz? – Odezwał się glos w słuchawce – Znowu zirytowałeś Shizuo?

- Proszę szybko tu przyjechać! – Krzyknęła w panice – On umrze!! – Łzy leciały po jej policzkach.

- Eh?! Kim ty?... A, nieważne. Izaya, tak? Gdzie on jest?

- Chyba w jego mieszkaniu.

- Ok, będę za 10 minut. Nie ruszaj go! – Rozłączył się. Kururi dostosowała się do zalecania nieznajomego i nic nie robiła. Położyła tylko swoją młodsza siostrę na kanapie.

Po tych 10 minutach zjawił się młody doktor. Rzucił tylko spojrzeniem na Kururi, a potem zaczął sprawdzać stan pacjenta. Co jakiś czas mamrotał cos do siebie, ale szybko uwinął się z wyjęciem kuli i opatrunkiem. Gdy skończył, wstał i uśmiechnął się radośnie.

- Nic mu już nie zagraża. – Przybliżył się do dziewczyny. – A ty, kim jesteś? Rzadko się zdarza, że ktoś dzwoni z jego komórki i to z jego mieszkania podczas nieprzytomności. Co ja plotę? To się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Więc?... – Popatrzył na nią wyczekująco.

- J-Ja… Nie wiem czy mogę coś powiedzieć… A czy mógłby pan spojrzeć też na moja siostrę? – Wskazała na kanapę, na której leżała Mairu.

- Wielkie nieba! – Krzyknął Shinra i podbiegł do drugiej dziewczyny. – Czemu nie mówisz wcześniej?!  Boże?! Co jej się stało?! Tyle ran… i jeszcze to… Kto to zrobił? – Spojrzał na Kururi, ale ona milczała, więc zabrał się do pracy. Odkaził i opatrzył rany młodszej z bliźniaczek. Po skończonej robocie westchnął zrezygnowany i usiadł na obrotowym krześle Izayi. Przetarł swoje oczy i spojrzał na przytomną dziewczynkę.

- Jestem Kishitani Shinra. Miło mi cię poznać.  – Uśmiechnął się. – Jak ty masz na imię?

- Kururi… a to jest Mairu – Wskazała na siostrę.

- A co tutaj robicie?

- Nie wiem czy mogę powiedzieć…

- Eh… No trudno… Będzie trzeb poczekać, aż ten idiota się obudzi…

- Kogo nazywasz idiotą, Shinra? – Odezwał się głos z podłogi.

- O! Izaya! Już się obudziłeś? Szybko!  - Odpowiedział zaskoczony doktorek, a Kururi rzuciła się w stronę brata przytulając go. Informator pogłaskał ją po głowie, ale zaraz potem popatrzył z mordem w oczach na Shinre.

- ZŁAŹ Z MOJEGO KRZESŁA!!!… I idź sobie do domu. – Powiedział, na co czterooki się zaśmiał.

- Tak traktujesz przyjaciela, który cię pozszywał?... Oj niewdzięczny jesteś. A tak poza tym, to co to za dziewczyny? – Zapytał nagle ożywiony doktorek.

Izaya spojrzał na niego jak na idiotę.

- Ty serio myślisz, że cokolwiek ci powiem o moich prywatnych sprawach? Za co? Za to, że nie byłeś łaskawy nawet podnieść mnie z tej zasranej ziemi?

- Przecież na kanapie leży Mairu… - Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Podbiegł do informatora. – No powiedz mi kto to!!!!! Taka okazja może się już nie powtórzyć! Proszę!!!!!!

- Shinra… idź już – Warknął.

- Iza-niii… - Odezwał się kolejny głos, tym razem z kanapy. Mairu się obudziła. Shinra cały uhahany popatrzył na Izayę z triumfem w oczach.,

- Iza-niii?... To twoje siostry?

Informator opuścił głowę w zrezygnowaniu.

- Tak Mairu to ja. – Powiedział łagodnym głosem. – Miło cię znowu widzieć.

- A tata tu jest? – Zapytała jakby miała się zaraz rozpłakać. Tym razem odpowiedziała Kururi.

- Nie ma go tu. – Podeszła do siostry i pogłaskała po głowie.

- Aha… A jak twoja ręka Kururi? – Po tym pytaniu Shinra gwałtownie poderwał się z ziemi obok Izayi i podbiegł do dziewczynki. I obejrzał jej rękę.

- Co ty sobie myślałaś my nic nie mówić? – Zaniepokoił się doktorek. – Trzeba było powiedzieć! – Opatrzył jej rękę i resztę ran podobnych do Mairu. Popatrzył niebezpiecznie na informatora. – Nie wiem dokładnie co tu się dzieje Izaya, ale to nie są żarty! Te dziewczynki były torturowane i gwałcone!!...

- Shinra!!! – Przerwał mu Izaya. – Wyjdź!!!  - Ton jego głosy nie zezwalał na sprzeciw, dlatego Kishitani tylko wziął swoje rzeczy i wyszedł. W pokoju zapadła nieprzyjemna cisza. Orihara wstał, powoli podszedł na kanapę do swoich sióstr i przytulił je.

- Nie ma się czego bać… - Powiedział delikatnym i spokojnym głosem. – Nie wrócicie tam. Nie pozwolę na to. – Głaskał je delikatnie po głowach. Tylko dla nich był taki delikatny. Tylko je kochał najbardziej na świecie. Jego dwa skarby.







Następnego dnia, podczas śniadania Izaya ogłosił coś dziewczynkom.

- Będę musiał wyjechać na jakiś tydzień…


***
Oto pierwszy rozdział Shizayi! Miał się skończyć słowami "Jego dwa skarby", ale uznałam, ze wtedy wyglądałoby to jak one-shoot, a tego nie chcemy. Historia jest w miare długa więc będzie co czytac. Właściwie, to Kiseki mnie namówiła bym to napisała. Prawda jest taka, że miałam już większość opowiadania, ale usunęło mi się z komputera więc nie chciało mi się go pisac na nowo, ale tak się składa, że jak Kiseki się uprze to łatwo może mnie przekonać <Jakos tak zabolał mnie brzuch...> Mam nadzieję, że sie podoba i zapraszam do czytania kolejnego rozdziału!. XD

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 2 "Dlaczego tak bardzo mnie kochasz?"



-Wstajesz?... – Zapytał się mnie blondyn. Nawet nie miał zadyszki po walce z grupką facetów. Zauważyłem, że nie wygląda na takiego silnego… Owszem, jest wysoki i lekko umięśniony, ale tu przeszkadzał jego wyraz twarzy. Taki jakby… cały czas był smutny… Chwyciłem jego dłoń i wstałem z jego pomocą. Nie byłbym sobą gdybym nie zrobił tego, co zaraz zrobię. Pociągnąłem go w dół za rękę, która jeszcze trzymałem i chciałem go zaatakować z góry pięścią, ale nie minęła nawet chwila, a leżałem na ziemi przerzucony przez jego bark. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby zdziwił się, że mnie powalił. Niestety, ale zaraz zaskoczenie ustąpiło zirytowaniu.
- Chcesz mojej pomocy czy mogę sobie już iść? – W jego głosie można było usłyszeć… znudzenie. Czy on uważa, że samoobrona jest nudna?! Nie powiem, ciekawy z niego człek. Uśmiechnąłem się niewinnie grając debila i wyciągnąłem rękę w jego kierunku by pomógł mi wstać. Nie chciałem bardziej go zirytować, ale wręcz nie mogłem się powstrzymać, by ponownie spróbować swoich sił. Trzymając jego rękę obróciłem się by odwzajemnić mu tym samym chwytem, którym mnie powalił, ale blondyn podciął mi nogi, a ręką popchnął w dół. Po raz trzeci wylądowałem na ziemi, a on tylko prychnął i odwrócił się z zamiarem odejścia. 
- Stój! – Krzyknąłem za nim, ale gdy spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem straciłem swoja pewność siebie. – To znaczy… przepraszam, ale czy możesz mi pomóc dojść do domu?... – Popatrzyłem na niego niepewnie i moja ręka po raz kolejny została wyciągnięta w jego stronę. Jego wzrok schodził to na mnie to na moja dłoń z politowaniem. Chciał ponownie mnie zignorować, a ja chcąc go zatrzymać, podniosłem się szybko sam, co nie było zapewne dobrym pomysłem, bo coś zabolało mnie w klatce piersiowej i zacząłem osuwać się z powrotem na ziemię. Zapewne mój tyłek miałby twarde spotkanie z podłożem gdyby chłopak nie podtrzymał mnie w ostatniej chwili za przedramię i podciągnął do pozycji stojącej. Spojrzałem mu w oczy z wdzięcznością i po chwili stanąłem stabilnie. 
- Kurowana Saki – Nie wiedziałem już po raz który wyciągnąłem rękę by uścisnąć mu dłoń, ale po chwili się opamiętałem bo miałem ta świadomość, że chłopak jej nie uściśnie. – Miło mi – Dodałem tylko.
- Yukise… - Przedstawił się niechętny lustrując mnie spojrzeniem. Widać było gołym okiem, że blondyn ocenia ile jeszcze czasu mi poświęci. 
- Więc jak?... – Spojrzał na mnie nie rozumiejąc. – Pomożesz mi dojść do domu? – Zapytałem robiąc maślane oczka.
- Daleko?
- Kawałek. –  Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Prawdę mówiąc, cisnęło mi się na usta dużo pytań związanych z jego sposobem walki, ale zauważyłem, że nie mówi za dużo, więc sobie odpuściłem, nie chcąc bardziej go zdenerwować. Podszedł do mnie i delikatnie założył sobie moje ramię za szyję. 
- Jeżeli znowu czegoś spróbujesz, wiedz, że zostawię cię na ulicy by ktoś cię zgwałcił. – Wzdrygnąłem się przez ton jego głosu. Popatrzyłem na jego pełną powagi twarz i wiedziałem, że byłby do tego zdolny.  Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę, która podałem, nic więcej nie mówiąc. Po jakiś 20 minutach doszliśmy do furtki mojego mieszkania. Poczułem dziwne ukłucie na myśl, że Yukise sobie pójdzie. Polubiłem go mimo naszej jakże długiej i ciekawej znajomości. Nie miałem też zbytniej ochoty wracać do domu. Podtrzymałem się furtki i odwróciłem do chłopaka.
- Mam u ciebie dług. – Wpadłem na dość ciekawy pomysł. – Co ty na to by wymienić się numerami bym mógł jak najszybciej go oddać?
- Nie. – Odpowiedź padła szybko, a on sam sobie poszedł. Nawet się nie pożegnał cham jeden… Odwróciłem się na pięcie i wszedłem do domu. Nie zwróciłem uwagi na kłótnie rodziców, tylko poszedłem prosto do swojego pokoju. Rzuciłem się plackiem na łóżko i nie fatygując się zdjęciem ubrań, zamknąłem oczy, a w głowie już układałem sobie plan ponownego spotkania blondyna.



***



Wczorajsze spotkanie nie wpłynęło jakoś na mnie specjalnie. Rano najzwyczajniej na świecie poszedłem do szkoły i jak zawsze nie zwracałem na lekcje więcej uwagi niż to konieczne.
- Cześć – Usłyszałem głos na plecami gdy podczas przerwy siedziałem na parapecie. Nie musiałem się odwracać by wiedzieć kto do mnie podszedł. Kiseki był chyba jedyna osobą z którą szczerze lubiłem spędzać czas. Nie licząc oczywiście Mari.
- Siema. – Rzuciłem w odpowiedzi – Co tam?
- Pomyślmy… - Zastanowił się przez chwilę. – W stołówce skończyły się bułki mleczne, Dyrektor chce odmalować budynek szkoły, Hiroshi i Toshiro chcą przelecieć twoją siostrę, Kupiłem sobie nowe buty… - Przerwałem mu podnosząc rękę, a on tylko się uśmiechnął na pełen mordu wyraz mojej twarzy. – Spokojnie. Wmówiłem im dogłębnie, że nie jest to dobry pomysł. – By podkreślić swoje słowa, potarł swoją lewą pięść. Uspokoiłem się. Wiedziałem, że jeśli chodzi o Mari to mogę Kiseki’emu w pełni zaufać. Wyznał mi kiedyś, że się w niej zakochał i pytał czy nie mam nic przeciwko. Chyba wtedy zaczęliśmy się przyjaźnić. Gdyby ktoś choćby położył na niej palec, w najlepszym przypadku pożegnałby się z uzębieniem. Uśmiechnąłem się do niego, ale zaraz spochmurniałem. Korytarzem szedł nie kto inny jak wczoraj poznany brunet. Szedł uśmiechnięty patrząc mi prosto w oczy. Pomachał do mnie i podbiegł stając obok .
- Cześć, Yuki.  – Uśmiechnął się. Ja natomiast patrzyłem na niego w niemałym zdziwieniu. Co on tu do cholery robił?!



***


Dedykuję ten rozdzał Kiseki! Bo zaporzyczyłam sobie jej imię XD Mam przynajmniej nadzieję, że od niej za to nie dostanę...

Prolog - Shizaya "Dwa skarby"

Zapowiadam wszystkim tu obecnym, że w najbliższym czasie pojawi się pierwszy rozdział Shizayi! Normalnie nie dodałabym prologu, ale muszę was poinformować, że w tym opowiadaniu nie uwzględniam odcinka 25 Durarary!!! Nikt ze znajomych Izayi nie wie, że posiada on siostry. Dzieje się tak ponieważ zaczęłam pisac tą historię jeszcze przed obejrzeniem owego odcinka, a gdybym teraz to zmieniła to całe opowiadanie zrobiłoby hyc o podłogę... Tak więc zapraszam do czytania XD

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Powitanie! 2

Siemanko jestem Kiseki i od niedawna nowy admin tego bloga. Generalnie Kamiya dosłownie mnie zmusiła do  tego abym tutaj wstawiała swoje opowiadania. Ale będę to robić dopiero za jakiś czas. Mam to wszystko na kartkach i niespecjalnie chce mi się to teraz przepisywać szczególnie że mam w pieruny dużo poprawek w budzie. Będą to yaoice. Ale mam wiadomość dla fanów zwykłych opowiadań. Za jakiś czas(bardzo oddalony) utworzę nowego bloga gdzie będę zamieszczać moją inną twórczość. Z góry przepraszam za wszystkie błędy ortograficzne Kamiyi ale nie martwcie się: ja mam jeszcze gorzej. Gdybyście widzieli jej szkice do opowiadań-.- tylko wziąć i się pociąć. No ale polska język ciężka być :3 nie będę się dalej rozpisywać. Na to przyjdzie pora. Na razie to tyle z mej strony. 

Papa :3

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 1 "Dlaczego tak bardzo mnie kochasz?"


-Yukise… - Wołał mnie jakiś znajomy głos. Przeciągnąłem się na ławce i zmieniłem pozycję leżenia.
- Yukise wstawaj! – Ktoś krzyknął mi prosto do ucha. Poderwałem się wystraszony i spadłem z krzesła. Usłyszałem głośny rechot i spojrzałem spode łba na śmiejąca się osobę. Nie był to nikt inny jak mój „ukochany przyjaciel” Hiroshi. Nie było chyba dnia, gdy ze mnie nie żartował. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po sali. Ławki były puste, a w pokoju oprócz nas trzech nikogo niebyło.
- Co tu tak pusto? - Zapytałem i spojrzałem na zegarek – Jeszcze historia nie?
Hiroshi pokręcił głową, i uśmiechnął się z wyższością
- Gdybyś nie spał wiedziałbyś… - Zbliżył się do mojej twarzy i spojrzał mi w oczy – Co byś mi dał za tę informację? – Miałem ochotę powyrywać mu te jego rude włoski…
- Jesteśmy zwolnieni z ostatniej lekcji – Zabrzmiał głos z drugiego końca Sali. Spojrzałem w tamtą stronę. Toshiro, brat bliźniak Hiroshiego zawsze trzymał się z boku i naprawiał to, co nabroił ten drugi. Najzabawniejsze było to, że, mimo, że oby dwoje rudzi, wysocy i o tych samych twarzach, to charaktery mieli kompletnie inne. Hiroshi – humorzasty, zarozumiały, energiczny, Toshiro – spokojny, bezpośredni, cichy… Jak oni ze sobą wytrzymują?!
-Shiiiiiiiiirooooooooo!!!! – Wydarł się Hiroshi – Zdradziłeś mnie!!!!!!!!!!
- Jak mi cholernie przykro z tego powodu – Wtrąciłem się i rozpuściłem moje długie blond włosy. Podczas lekcji związuję je w kitkę, bo mi przeszkadzają. – Idźcie beze mnie. Muszę porozmawiać z Mari.
Mari była moją starsza siostrą. Kiedyś nie mogliśmy się dogadać, ale od czasu, gdy przyłapała mnie dwa lata temu na masturbacji przy zdjęciu przyjaciela i dowiedziała się, że jestem gejem, była dla mnie wielką podporą. Tak, podobają mi się chłopacy. Odkryłem to w 2 klasie gimnazjum, gdy podnieciłem się przez sam wzrok przyjaciela. Teraz jestem w 2 liceum i Mari jest jedyną osobą, która wie o mojej orientacji, chociaż uważam, że powiedziała też rodzicom.
- Mogłeś wcześniej powiedzieć! – Wykrzyknął Hiroshi – Nie czekalibyśmy na ciebie!
- Roshi… - Jedno słowo brata i już się uspokoił.
- Jak tam chcesz… - Machnął ręka i odwrócił się obrażony – Do jutra. – I wyszli.
Podniosłem się z ziemi, na, której cały czas siedziałem, otrzepałem się, założyłem torbę na ramię i wyszedłem z pustej sali. Rozmowa z Mari była tylko wymówką. Tak naprawdę parszywie się od rana czuję, i chciałem pobyć przez chwilę sam. Minąłem szkolna bramę i skręciłem w przeciwna stronę niż zazwyczaj. Nie chciałem się natknąć na bliźniaków, więc poszedłem okrężną drogą. Gdy mijałem kwiaciarnie, przed oczami przeleciał mi nóż, który sekundę później był wbity w płot parę metrów dalej. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem w kierunku, z której nadleciał. Kawałek dalej, chłopak na oko w moim wieku został otoczony przez pięć… nie…siedem osób. Atakowali go pojedynczo, a on zwinnie wymijał ciosy i zadawał swoje. Wyglądał jakby dobrze się przy tym bawił. Załatwił wszystkich, ale zaraz nadbiegli następni, ale niestety wzięli go z zaskoczenia i położyli na łopatki. Troje przeciwników przytrzymało go na ziemi, a czwarty kopał nogą w jego żołądek.  Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, ale podbiegłem do nich i przyjebałem kopiącemu glanem z półobrotu w głowę. Oczywiście reszta od razu się na mnie rzuciła, ale nie zajęło mi no nawet dwóch minut by rozwalić około dziewięciu ludzi. Gdy wszyscy leżeli już na ziemi, odetchnąłem głęboko. Minęło sporo czasu od czasu gdy brałem udział w jakiejś bójce. Od siódmego roku życia ojciec uczył mnie walczyć, ale rzadko, kiedy miałem okazję wypróbować swoje umiejętności. Podszedłem do leżącego chłopaka, który patrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
-Wstajesz?...


***
Napisałam! Oto pierwszy rozdział! <turla się na ziemi ze szczęścia>
Mam nadzieję, że w miarę dobry. Wiem, że krótki. Postaram się następne napisać dłuższe. :)

Powitanie!

Miło mi powitać wszystkich tutaj obecnych! Jestem Kamiya i jestem oto adminem tego bloga. Możliwe, że pojawi się jeszcze jeden jednakże nie jest to pewna informacja. Tak więc...<werble> Będę pisała opowiadania yaoi! Na co dzień pisze je dość często, ale nigdy nie prowadziłam bloga wieć stwierdziłam "a co mi tam"! Tak się oto tutaj znalazłam. XD Notki głównego opowiadania będa pojawiały się raz na tydzień (przynajmniej mam taka nadzieję), a jeśli znajdę czas powstawiam jakieś one-shoot'y z różnymi paringami (najprawdopodobniej shizaya lub jakiś z Fairy Tail) Raczej jest to więcej niż pewne, że pojawią się sceny +18, ale jak na razie bloga nie oznaczam.
Zapraszam!